Ufam temu instruktorowi. Kilka słów od Rafała…

W trakcie obrad senackiej Komisji Infrastruktury, jeden z uczestników debaty powiedział: – Tak naprawdę – w dużo większym stopniu niż inne zawody, które już mają status zawodu zaufania publicznego, maja swój własny samorząd – to w dużo większym stopniu te osoby [instruktorzy i egzaminatorzy nauki jazdy – przyp. red.] są odpowiedzialne za to czy zachowamy życie na drodze, czy odniesiemy obrażenia, czy możemy czuć się bezpieczni. Czy bezpieczne będą nasze dzieci… Redakcja zachęca do lektury poniżej zamieszczonego tekstu autorstwa Rafała Krzyszowskiego, instruktora nauki i techniki jazdy. Ja nie mam wątpliwości. Mamy DOSKONAŁYCH INSTRUKTORÓW, UFAM TEMU INSTRUKTOROWI.

Jolanta Michasiewicz, red. nacz. tyg. PRAWO DROGOWE@NEWS

***

Rafał Krzyszowski

To był piękny niedzielny poranek. Słoneczna pogoda, godz. 7. rano, w drogę wyruszamy samochodem z przyczepą, a na niej dwa motocykle… Ostatnia kontrola czy wszystko zabrane, kombinezon, kask, ciśnieniomierz itd. Wszystko jest. Ruszamy!!! Cel podróży Autodrom „Jastrząb”, szkolenie motocyklowe. Przed nami dwie godziny jazdy, też emocje, rozmowy i obawy jak to będzie. Dla Macieja to pierwsza wizyta na torze, podekscytowanie, emocje.., stres wyraźnie widać na jego twarzy. Za kierownicą samochodu doskonale znany mu wykładowca, instruktor, jego szkoleniowiec. To ja. To moja relacja, ale też Macieja, którą mi opowiedział ten mój kursant.

Maciej, który jest bohaterem tej opowieści swoją przygodę z jednośladem rozpoczynał od kursu praw jazdy kat. AM. Miał 14 lat. To był świadomy wybór. Nie chciał dłużej czekać. Później mówił, że w szczegółach pamięta swoje pierwsze zajęcia teoretyczne, te z przepisów ruchu drogowego, wykładowcę, salę. Za każdym razem wychodząc po ich zakończeniu czuł się bogatszy. Bogatszy o kolejną wiedzę niezbędną mu do bezpiecznego poruszania się po drodze. Kolejne zajęcia – nadal teoria – realizowane były (i nadal są) w formie warsztatów teoretycznych dotyczących zagadnień motocyklowych. To specjalistyczne wykłady – tylko dla tej grupy uczestników ruchu drogowego. Uczący Maćka wykładowca, później także on będzie prowadził także szkolenie praktyczne. Przed słuchaczami stawał wykładowca, ale oni widzieli przede wszystkim motocyklistę, który z pasją i zapałem opowiadał o technice jazdy, o innych aspektach związanych z jazdą motocyklem, który posiada ogromne doświadczenie, wiedzę i nimi szczodrze dzieli się ze swoimi słuchaczami.

Po szkoleniu przychodzi czas na zajęcia praktyczne. Pierwsza godzina, spotkanie sam na sam z instruktorem. Maciej już wie i rozumie, że najważniejsze jest bezpieczeństwo. Przymierzamy kask, dobierając właściwy rozmiar, zbroję, nakolanniki itd. Pozostaje założyć rękawice i strat. Ale ten początek będzie zupełnie inny, przecież na egzaminie jest ósemka i inne zadania, tych jednak przez początkowe godziny nie trenujemy. Ten instruktor zaczyna od podstaw, pokazuje Maćkowi prawidłową pozycję na motocyklu jakby na przekór myślałem, że można… ustawiać tylko lusterka. W końcu jednak możemy odpalić silnik. Wprowadzamy koła w ruch. Krok po kroku przechodzimy do kolejnych ćwiczeń, za każdym razem są one najpierw teoretycznie omawiane, później pokaz praktyczny w wykonaniu instruktora, a następnie trening pod jego czujnym okiem. Precyzyjnie wychwytywane są błędy techniczne, cały czas omawiane, korygowane. W trakcie szkolenia wykorzystywana jest profesjonalna łączności, to znacznie ułatwia komunikację, także dosłownie. Po kilku godzinach Maciek może powiedzieć, że już potrafi prawidłowo technicznie hamować, operować gazem w zakręcie, dzięki czemu czuje jak ważną rolę odgrywa on w budowaniu szeroko pojętej przyczepności, co to jest przeciwskręt, impulsywna technika skręcania z wykorzystaniem przeciwskrętu, ta jest bezcenna przy manewrze omijania przeszkody, uważny sposób obserwacji drogi itd.

W wreszcie jazdy w ruchu miejskim. Tam Maciej-motocyklista będzie poruszał się samodzielnie, to nie tylko zdany egzamin. Na początek i tego etapu kilka godzin treningu, i ponownie zasady bezpiecznego poruszania się po drodze. Ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia… Nadchodzi ten trudny moment – egzamin państwowy. Maciej zdawał za pierwszym razem. Dalej, później już czekał – jak to mówił – czekał na plastik i ruszamy w drogę. Jednak nie! On wie, iż to nie był koniec nauki, że od teraz nadal musi stale doskonalić swój warsztat, swoje umiejętności, trenować, pamiętając czego nauczył się w trakcie kursu pod okiem doświadczonego motocyklisty. Musi umiejętnie poszerzać granice panowania nad motocyklem. Tak też się dzieje.

Mijają dwa lata. Nasz bohater postanawia przesiąść się na motocykl o większej pojemności. Magiczne 125 cm i kolejne koniecznie uprawnienia do zdobycia kat. A1. Szkolenie teoretyczne, warsztaty specjalistyczne tym razem do szkółki zostają zaproszeni specjaliści w dziedzinie ubioru motocyklowego z zaprzyjaźnionej firmy, gdzie pod okiem specjalisty mogą poznać jak ważny jest to aspekt bezpieczeństwa. Nowością są również warsztaty z budowy motocykla i mechaniki prowadzone przez zaprzyjaźnionego mechanika (wyczynowo jeżdżącego motocyklistę), gdzie w sposób praktyczny omawiane są kwestie związane z właściwym stanem technicznym, ale także techniką jazdy. Przychodzi czas na jazdy. Podstawy są już za nami, dobrze wytrenowane, ponieważ Maciej przez cały sezon szlifował swoje umiejętności na swoim motorowerze. Jako szkoleniowiec mogę ocenić, iż został zbudowany fundament, i dopiero teraz będziemy budować kolejne piętra i poznawać tajniki techniki jazdy. Tak też się dzieje, tu nie ma miejsca na nudę. Kolejne ćwiczenia realizowane są na placu manewrowym. Wiele z nich na szkoleniach z I stopnia w ODTJ-ach. Po raz kolejny Maciej może powiedzieć, iż potrafi już hamować awaryjnie, potrafi wykorzystać odpowiednią pozycję ciała w złożeniu, aby zyskać na przyczepności motocykla itd. Dla szkoleniowca to reakcja łańcuchowa, to czego ja zostałem nauczony wiele lat temu właśnie tam w ODTJ, dziś przekazuję swoim podopiecznym.

W trakcie dwudziestogodzinnego szkolenia wiele godzin jeździliśmy w ruchu drogowym, miejskim wśród innych użytkowników dróg. Wówczas instruktor – poruszając się na drugim motocyklu – przekazywał mi kolejne cenne wskazówki. Kolejny egzamin także pozytywnie zaliczony za pierwszym razem. Dla mnie – opowiadał Maciej – nastąpiły kolejne dwa lata na motocyklu, już o większej pojemności, kolejne kilometry w zdobywaniu doświadczenia, treningu umiejętności w oparciu o ten fundament wiedzy, który zdobyłem podczas szkolenia.

Następny etap szkolenia umiejętności młodego motocyklisty, to uprawnienia do kat. A-2, czyli motocykl o większej pojemności – przysłowiowe 600. Trening techniki jazdy na motocyklu jakby już za nami, teraz poznanie granic przyczepności innego motocykla. Maciek posiada już wiele umiejętności, za nim ćwiczenia ze statyki i równowagi, przeciwwagi motocyklowej przy ciasnym manewrowaniu hamowania, hamowania awaryjnego, ominięcie przeszkody i wielu innych. Ale treningi, to historia, która nie ma końca. Dla mnie szkoleniowca, to taka forma nauki poprzez zabawę z techniką jazdy. Kolejny egzamin, kolejne raz pozytywnie zaliczony. Tak właśnie wygląda historia naszego bohatera.

Wróćmy do niedzieli z pierwszego zdania opowieści. W ten piękny niedzielny dzień dojeżdżamy do miejsca docelowego, przed nami ukazuje się TOR. Maciek doskonale wie po co tu przyjechał – aby doskonalić swój warsztat, w bezpiecznych warunkach. Poszerzać granice panowania nad motocyklem. Zdobywać kolejne cenne doświadczenia, uczyć się po raz kolejny czegoś nowego. I tu powtórzę: szkolenie to nigdy nie kończąca się historia. I tak jest. Swoją osobistą relację, poznacie „z pierwszej ręki” – przygotuje ją sam Maciek.

***

Być może zastanawiacie się Państwo, po co zrelacjonowałem tę historię. Otóż w minionych tygodniach instruktorzy odpowiadali na pytanie – kto to jest instruktor doskonały, właściwie kim powinien być i czym powinien się charakteryzować. Dla mnie przede wszystkim powinien być autorytetemwzorem do naśladowania. Autorytetem, który powinien wynikać z ciężkiej pracy budowania relacji z kursantem. Mogę uczciwie powiedzieć, iż właśnie taki cel stawiam sobie za każdym razem szkoląc kolejnego przyszłego kierowcę. Historia Maćka jest tego przykładem. Wiem, że wielu moich kolegów z branży ma identyczny sposób pojmowania prawidłowego szkolenia. Przecież i ja – co wyraźnie pragnę podkreślić – i ja do cały czas jestem uczniem, który miał i ma fantastyczną okazję spotkania na swojej drodze prawdziwych mentorów. Ludzi, którzy wskazali mi właściwą drogę.

Od nas instruktorów zależy jak nasza praca będzie postrzegana w społeczeństwie, czy będą to stereotypowe stwierdzenia, że „kurs nie jest ważny, bowiem nauczysz się jeździć dopiero po egzaminie”. Nieprawda, a dla udowodnienia jeszcze raz przeczytajcie historię Maćka. Skąd taki stereotyp? No cóż, musiałbym opisywać mój kurs na prawo jazdy kat. A: „masz motocykl, kluczyki i pojeździj sobie”, a w ramach techniki jazdy jedno zdanie: „masz głowę i h.. to kombinuj”. Na szczęście ja spotkałem także mistrzów szkolenia. Niestety o ile nie brakuje w naszym środowisku specjalistów, o tyle takie pseudoszkolenia nadal mają miejsce.

Nadal dokładnie pamiętam słowa mojego pierwszego trenera motocyklowego skierowane do uczestników szkolenia, minęły lata. Brzmiały tak: – Pamiętajcie, że motocyklem możecie zrobić setki tysięcy kilometrów i nadal będzie z Was wielkie nic, ale możecie też zrobić kilka tysięcy, typowo technicznie, bowiem ktoś Wam pokaże aspekty związane z techniką jazdy, takie jak technika hamowania, pokonywania zakrętów itd.; a wtedy po przejechanych stu tysiącach kilometrów będzie z Was motocyklista. Właśnie taka jest rola instruktora, który świadomie dąży do doskonałości. Choć pewne, że nigdy tego nie osiągniemy, bowiem nauka również dla nas instruktorów to nigdy nie kończąca się historia.

Rafał Krzyszowski, instruktor nauki jazdy,  Szkoła Nauki Jazdy „MARZANNA” w Olkuszu, członek Zarządu PSITJ. Motocyklista z pasją. (fot. Jolanta Michasiewicz)

Olkusz, lipiec 2019

Zródło : prawodrogowe.pl